Al Foster miał to wszystko - MASTER FOSTER

Specyfika jazzu sprawia, że na tego typu koncerty wybierają się osoby raczej nim zainteresowane. Wprawdzie drugi, majowy wieczór w „Imparcie” trwał niespełna półtorej godziny, to i tak w krótkim czasie można było usłyszeć i poznać muzyczną wrażliwość jednych z najlepszych jazzmanów na świecie.

Aaron Goldberg (piano), Eli Degibri (sax), świetna sekcja rytmiczna reprezentowana przez Douglasa Weissa (bas), i samego Ala Fostera (perkusja), razem dali pokaz swych technicznych i interpretacyjnych możliwości.

Wielbiciele klimatów Miles’a Davisa nie byli rozczarowani. To do nich głównie skierowany był piątkowy koncert. W pewnym momencie jego trwania odniosło się wrażenie chwilowej dezorganizacji występu. Ale przecież jazz to sztuka improwizacji i tworzenia spontanicznej harmonii dźwięków.

W muzyce Fostera z łatwością wyczuło się trzynaście lat współpracy z Miles'em Davisem. Doskonałe umiejętności techniczne pianisty, energetyczna gra saksofonisty oraz pomysłowe dźwięki basisty idealnie uzupełniały się z rytmicznym falowaniem perkusisty.
Foster to mistrz dotyku. Ze swego instrumentu wydobywa raz szmer, pulsujący rytm, czy też spontaniczny szał.

Ale gra Fostera to przede wszystkim swingowanie, które pozwala nie tylko usłyszeć, ale i poczuć wibracje świeżo skrojonych kreacji dźwiękowych.

Wieczorny koncert w „Imparcie” pozostawił miły niedosyt. To nie był jeden z prowokujących, szalonych koncertów, raczej mistyczna uczta okraszona nieprzeciętnym wyczuciem muzycznego smaku.


02.05.2002 - Wrocław - Impart (2002)