HAPPY BOBBY!

Z przyjemnością wspomina się wydarzenia, które są szczególne nie tylko ze względu na swoją unikalność, ale fachowość i pomysłowość. Podobnie, jak w zeszłym roku, tegoroczny Warsaw Summer Jazz Day’s kończyły koncerty znakomitych gwiazd.
Jednym z nich był występ Bobby’ego McFerrina, niepozbawiony elementów jazzowych, ale i zabarwień afrykańskich.

McFerrin jest eksperymentatorem technik wokalnych, choć swoją podróż z muzyką rozpoczynał od gry na fortepianie. Posiada rzadko spotykaną skale głosu, od barytonu po falsetowy sopran. Tworzone przez niego dźwięki prezentują bogatą paletę brzmień.

Muzyk w przeciwieństwie do znanego naśladownika w jazzie - Rahzela, nie zamyka się w kręgu zbliżonym do hip hopu, lecz podąża za każdym razem w nowe rejony, wydobywając z siebie zaskakujące dźwięki.

McFerrinowi jednak najbliższa pozostaje muzyka afrykańska, choć współpraca z H. Hencockiem, C. Corea, W. Marsalisem również odznaczyła się na jego twórczości.

Ważnym elementem występów Bobby’ego jest fenomenalne nawiązywanie kontaktu z publicznością. Artysta lubi zaskakiwać także samego siebie. Zaprosił do wspólnych występów nieznanych mu do tej pory wykonawców w postaci Grupy MoCarta, akordeonistów z Motio Trio, Orkiestry z Chmielnej oraz Adama Pierończyk. Tym samym utwierdził wszystkich w swoich nieograniczonych możliwościach improwizatorskich. Zwłaszcza duet z twórcą „Digivooco” okazał się ambitnym przedsięwzięciem, nie dla każdego zapewne strawnym.

Pocieszające, że w coraz wyraźniejszych, etnicznych zainteresowaniach McFerrina, jazz, choć w tej nie najłatwiejszej formie, wciąż jest mu bliski.(2001)